Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/35

Ta strona została przepisana.

mate już na Paragwajskiej stronie, przerywając to zajęcie od czasu do czasu, aby wziąć udział w zbrojnych dywersjach partji „czerwonych”. Dr. Sepulveda, w którego imieniu urządzano te napady, nie wiedział oczywiście o niczem, spokojnie siedząc w stolicy — zwolennicy jego natomiast nie ustawali w „przygotowaniu mu gruntu“, napadając „białych“ we dnie i w nocy, na. wsi i w mieście... Nie należy mniemać, aby nazwy „białych i „czerwonych“ oznaczały jakiekolwiek przekonania polityczne. Były to jedynie kolory przypadkowo obrane, które mogłyby być równie dobrze niebieskie, żółte lub zielone. W amerykańskich republikach istnieją mianowicie zawsze tylko dwie partje — ta, która jest u władzy, i ta, która chciałaby zająć jej miejsce...
Ani naczelny wódz partji „czerwonych” ani ktokolwiek wogóle w Buenos Aires nie interesował się wcale tem, co się działo w kresowej prowincji, odległej o tysiąc kilometrów, która wprawdzie należała administracyjnie do Rzeczypospolitej Argentyńskiej, ale rasowo ciążyła raczej ku Paragwajowi, a była zamieszkana, z wyjątkiem nielicznych białych urzędników i tu i owdzie rozrzuconych po stepie kolonji cudzoziemskich, niemal wyłącznie przez ludność indyjsKą. Co to kogo mogło obchodzić, że się indjanie, ustrojeni w czewone i białe chusteczki, między sobą zarzynają?...
Po krwawej porażce ostatniej, obaj przyjaciele powrócili do Paragwaju jako robotnicy przy zbiorze „hervy“, której sami byli gorliwemi konsumentami. Siadali sobie na brzegu rzeki, gwarząc o swoich sprawach, z małą tykwą w ręku, z której przez metalową rurkę powoli ssali zaparzone w niej wonne liście. Niekiedy rozmowa schodziła na ojca Jaramilla i jego czarodziejską wiedzę.
— Widziałem go nieraz — mówił Morales, — jak leczył chorych. Nie trwało to ani jednego pacie-