czora zaczął mówić o wypadku, któremu uległ tego dnia jeden z robotników. Tryby młocarni zmiażdżyły mu rękę. Odwieziono go do najbliższej wsi, odległej o 30 kilometrów, i rękę odjęto. Biedak został na całe życie kaleką, skazanym na nędzę...
Widząc jednak, że wspomnienie o wypadku wzmogło jeszcze niepokój i smutek słuchaczy, patryjarcha, jakgdyby żałując, że biorą rzeczy zbyt tragicznie, pośpieszył dodać:
— Ewa! ona wszystkiemu winna! oto jeszcze jeden, co stał się ofiarą jej nieprawości. Jeżeli wszystko idzie tak opacznie na świecie — ona temu winna!
Spostrzegłszy zaciekawienie towarzyszy, pragnących się dowiedzieć, co miała wspólnego Ewa z ich niedolą, starzec rozpoczął szeroką opowieść o złośliwym figlu, jaki pierwsza kobieta wyrządziła ludzkości.
Nie zawadzi wspomnieć, iż ojciec Correa był uczony, opędzając corocznie kilka miesięcy w rodzinnej wiosce wyuczył się kilku rzemiosł, przeczytał nieskończoną ilość gazet, bywał na wiecach politycznych brał żywy udział w walce wyborczej, a nawet przemawiał przy tej sposobności w jednym z szynków swojej okolicy.
To, co miał opowiedzieć przygodnym słuchaczom, nie było bynajmniej bajką. A działo się to za bardzo dawnych czasów, zapewne w lat kilka po wygnaniu Adama i Ewy z raju i skazaniu ich na zarabianie na chleb swój w pocie czoła.
— Pomyślcie tylko, co ten biedny Adam miał roboty! Musiał być równocześnie murarzem, cieślą i ślusarzem, aby zbudować dom dla Ewy i dzieci, musiał oswoić kilka zwierząt, aby ulżyć sobie w pracy i zapewnić obfitszą i bardziej pożywną strawę. Nałożył koniowi wędzidło, a jarzmo na wołu. Przekonał krowę, że powinna stać spokojnie w oborze i dać się doić. Kurze i świni wytłomaczył, iż obowiązkiem ich
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/53
Ta strona została przepisana.