Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/58

Ta strona została przepisana.

przez drzwi przesunąć się mogła, nazajutrz ukazywała się w sukni obcisłej jak pochwa pałasza, w której, nie mogąc chodzić, była zmuszoną podskakiwać jak wróbel. Równym zmianom ulegało jej oblicze. Raz była białą jak kurz przydrożny, to znowuż miewała policzki tak czerwone, jakby się w nich odbijały promienie zachodzącego słońca.
Biedakowi zdawało się, że zmieniał żonę co dwadzieścia cztery godziny.. Więc mimo poniewierki i nadludzkiej pracy czuł się szczęśliwym.
Ewa natomiast nudziła się śmiertelnie. Poco się stroić, kiedy jednym mężczyzną, który ją oglądał, był mąż? Pocieszała się zrazu tem, iż podziwia ją świat cały. W nieskończonej swej próżności domyślała się, co o niej mówią zwierzęta i ptaki, których język do tego czasu nie był zrozumiałym dla ludzi. Ile razy wyszła z domu na spacer, szmer podziwu rozlegał się w lesie. Ptaki zatrzymywały się w locie, czworonogi stawały w biegu, ryby wystawiały głowy z wody.
— Zobaczmy co ona dziś nowego wymyśliła, aby robić nam konkurencję, bezczelnie krzyczały ze szczytu drzew małpy i papugi.
— Chodźcie no spojrzeć na ostatnią kreację Ewy — świergotały ptaszki...
Jednakże te hołdy przyrody szybko przejadły się Ewie. Poklask istot niższych fi donc! ona miała wyższe aspiracje. Potrzebowała koniecznie pochwał istot, sobie równych! Ba, łatwo to mówić, ale skąd je wydobyć, kiedy jedyną osobą, mogącą podziwiać jej tak różnorodne i tak gustowne stroje, był tylko Adam. Zapewne, mąż zasługuje na pewien szacunek i względy, zwłaszcza jeżeli zarabia na utrzymanie rodziny, ale kobieta, strojąca się jedynie dla przypodobania mężowi, jest równie śmieszną, jak poeta, zmuszony deklamować swoje utwory jedynie wobec żony i dzie-