Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/70

Ta strona została przepisana.

oczy, z jedną ręką na piersi, druga wspartą o poręcz krzesła, z głową wysoko podniesioną, jakby oczekiwał natchnienia z góry lub też pozował rzeźbiarzowi do przyszłego posągu.
Matka znała go dobrze. Jeżeli był głodny i chciał dostać kawałek chleba nie ryczał, jak to zwykle czynią dzieci, ale z wyrafinowaną uprzejmością, która kiedyś później miała stanowić właściwość parlamentów, mówił:
Mamo! pozwoli Mama się zapytać, czy mógłbym dostać kawałek chleba?
Ile razy Ewa, zajęta szyciem sukien, nie mogła sobie dać rady z gromadą niesfornych bębnów, jego przyzywała na pomoc.
— Chodź tutaj, mój skarbie, mówiła mu, bądź grzeczny i zabaw braci — wygłoś do nich przemówienie.
Wtedy malec zaczynał mówić. Mówił długo, bez odpoczynku, nie bardzo wiedząc, o czem mówił, ale zanim skończył, matka zdążyła uszyć swoją suknię.
— Ty — rzekł Wszechmocny — będziesz panem ziemi. Chociażby bracia twoi byli najpotężniejsi i najdumniejsi, ciebie prosić będą, abyś wymową swoją poparł ich życzenia. Wojownik słuchać cię będzie, bankier da ci, co zechcesz, abyś stał się obrońcą jego groźnych kombinacji giełdowych. Będziesz przemawiał dobrze i długo: i w tem będzie jedyna twoja zasługa. Więcej nie potrzeba, aby cię wszyscy uznali za najrozumniejszego człowieka na ziemi. Nie potrzebujesz zbytnio się troszczyć o argumenty — wystarczy, jeżeli potrafisz o czembądź mówić w nieskończoność. Wiadomości twoje, o ile ich czasami będziesz potrzebował, mogą być bardzo skąpe, mimo to tłum będzie głosił, iż jesteś genjuszem. W krytycznych chwilach wszyscy do ciebie się udawać będą, ty będziesz ich nadzieją. „Postawmy go na czele rządu”, powiedzą sobie — gada lepiej od innych!”
Oto niedorzeczna logika, która będzie kierowała