nudnych... Była amerykanką i w Ameryce jej miejsce! Nie tracąc czasu, wsiadła na okręt, mówiąc sobie, iż trzeba być skończonym idjotą, aby szukać po świecie całym tego, co można mieć u siebie w domu.
Skoro tylko miss Craven dowiedziała się w N. Yorku, że Foster ojciec bawił w San Francisco natychmiast wsiadła do pociągu, przecinającego całą szerokość Stanów Zjednoczonych.
Stała się kobietą powabną, chciała poznać rzeczywisty stan swoich interesów, i uważała za potrzebne porozumieć się bezzwłocznie ze swoim opiekunem. Co właściwie miała mu do opowiedzenia, tego nie zdołała ustalić, uczuwała jednak potrzebę zobaczenia go, zapewne dlatego, że znajdował się w tej chwili w Kalifornji.
W San Francisco po trzech dniach podróży, powiedziano jej, że Foster wyjechał do jednej ze swych posiadłości, wobec czego zaniechała zamierzonej wizyty. Zobaczy go później, jest zmęczona podróżą — jechać jeszcze dwie godziny, to już zawiele... wytłumaczyła sobie — i, wsiadła do pociągu, odchodzącego do Los Angelos. Nie spoczęła jednak i tutaj, lecz wyruszyła dalej bez zatrzymania się do Holywood.
Miasto złożone wyłącznie z ogrodów i pracowni, stworzone zostało w przeciągu lat kilku na potrzeby sztuki kinematograficznej. Ludność jego stanowiło kilka tysięcy aktorów płci obojga, maszynistów i fotografów. Na ulicach w porze „lunchu” widziało się odaliski o długich, spuszczonych welonach, hiszpanki w narodowych mantylach, indjanki, przystrojone w pióra — stosownie do tego, jaki film znajdował się na warsztacie. Były to figurantki, które zdążały do domu na dru-