Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/91

Ta strona została przepisana.

zapłaciłem nieskończone mnóstwo kar i w rezultacie zabiłem tylko jednego...
— Tylko jednego tygrysa? nie więcej?
Miss Craven uśmiechnęła się z politowaniem. Co do niej, znała myśliwca, który w jej oczach zabił ich przeszło trzydzieści, i to nie w długich odstępach czasu, dzień po dniu...
Foster, człowiek praktyczny, zrezygnował ze swych planów, rozumiejąc dobrze, iż walka w tych warunkach była dlań niemożliwą. Nie myślał już o prześcignięciu triumfów Roosewelta w Afryce. Pragnieniem jego w tej chwili było spotkać w głębi Congo jakiegoś nosorożca, lwa lub inne jakieś dzikie zwierzę, któreby się ulitowało nad nim i rozszarpało na sztuki, aby wspomnienie niewdzięcznej dziewczyny nie dręczyło go więcej. Po tem spotkaniu miss Craven uznała potrzebę przyspieszenia biegu wypadków. Czując, że onieśmiela „króla prerji“, oświadczyła mu się sama.
— Znudziło mi się nazywać miss Craven — powiedziała mu poprostu — Obecnie chcę się nazywać mistress Gould. Czy jesteś tego samego zdania, Lionelu?”
Wlokąc za sobą słynnego Lionela, pojechała do San Francisco złożyć wizytę swemu opiekunowi. Tym razem Foster ojciec był w swojem biurze.
— Przedstawiam Panu mego przyszłego męża. Wychodzę w tym tygodniu zamąż za „Króla prerji”.
Miljoner w pierwszej chwili oniemiał. Później pomyślał, że człowiek interesów niczemu się dziwić nie powinien i rzekł, śmiejąc się głośno:
— Pomysł oryginalny!.. istotnie oryginalny...