przez przetak dwudziestu ludów i wieków, zanim doszła do świadomości żydowskiej.
Nasza religia uświęciła tę długą, żmudną naukę: wszystko, co inne ludy zaledwie przeczuwały, ona wyniosła ponad wszelkie wątpienia, zaś wszystko, co w starożytności było zaledwie widzeniem, obrazem, symbolem, stało się przez objawienie prawdą boskiej potęgi.
Dla starożytnych piekło było objawieniem — Wesołości. Nie dla wszystkich... O każdym czasie, o każdej dobie nieśmiertelności głupstwa, palono kadzidła. Byli więc i w one czasy, którym na samą myśl potępienia latały zęby, jak w febrze.
Jako dziś, jako zawżdy...
I jako dziś, byli mędrce, którzy sami nie wierząc, żądali, aby wiarą zarażono pospólstwo.
Np. Tymeusz z Lokri (III. w. po N. Chr.). Bowiem istnieje gawiedź bezmyślna nieukształconych łotrów i opojów. I jedynym jakoby dla nich biczem była wiara. Powiedźcie że dusza jest śmiertelna a piekła wcale a wcale niema, świat zadrży w posadach.
I słusznie. Niech wizye piekła ścigają złodzieja, rabusia, oszusta. Własność — suprema lex!
Gdyby mi dano pouczać gromadzką hołotę, uczyniłbym jak pewien ksiądz, co okradzion przez wierne baranki, tak przemówił podczas kazania: