Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/118

Ta strona została przepisana.

sakramentu, sprowadzała się do tego, że starał się ich usuwać z uniwersytetów i służby Bożej.
Na one czasy było to stanowczo mało.

(Es. s. l. M.)

Wyobraźcie sobie olbrzymią budowę pod kopułą — Pantheon o tysiącu ołtarzy i pośrodku mieszany tłum przedstawicieli wszystkich sekt i wierzeń.
Oto przyjęli w siebie Boga, każdy na swój sposób i idą szerzyć swoje wiary...
Naraz — nie wiedzieć czemu — świat gore, podpalony od wszystkich stron.
Ludy wstrzymały dech... Drżą króle. Drży ziemia cała...
Czy was nie zdumiewa to widowisko?
Czemu ta obłędna myśl przebłagania niebios, obłędna zasada ofiary zaraziła wszystkie kulty i religię, jako konieczność?
Lwy ryczące szukały kogo by pożreć, mnożąc błahość powodów dla mordu, zniszczenia.
„Ofiary! ofiary!“ ryczała ludzkość — „ofiary z wrogów, ofiary z sprawiedliwych, ofiary z szlachetnych, ofiary z dzieci!“
Ofiary!
Następuje gra najdziksza, najszaleńsza z szalonych.
Opętaną, nawalną hordą wdziera się Europa do Azyi, posoką Żydów użyźniając drogi.
Obłęd ten wyludnia połowę świata. Królowie,