ten oto weksel: jeżeli tego nie uczynisz, ciało twoje nie spocznie na poświęconym cmentarzu, żona i dzieci twoje — żona i dzieci człowieka niepogodzonego z życiem i śmiercią — będą od gromady poniechane.
Konający (słabo... szeptem):
Och... Nie dobrze słyszę co mówisz... Groźby twoje, które wyrzucasz z siebie z taką łatwością... chwilom moim ostatnim odbierają... wszelką rozkosz... Na Boga... odejdź... miej litość... Och...
Gość. Litości... Haha... A ty czy „masz litość“ nie słuchając mego rozkazu...
Konający. Nie... nie mogę... się z tobą... spierać...
Gość. Nie możesz, ale trwasz w błędzie, zapamiętaniu... Słuchaj! Dla takich jak ty konających istnieje procedura skrócona: wierzysz — nie wierzysz — powiedz, że wierzysz... Wtedy odejdę...
Konający. Nie wiem... nie wiem, doprawdy, czy się godzi... Mówię, że nie wiem... czy się godzi... przysięgę... w ostatniej... chwili... kłamać... łamać...
Gość. Cóż ci szkodzi? W zamian będziesz miał przyjemność...
Konający. Przy-jem-ność!
Gość. No tak... Pochowają cię na cmentarzu żona i dzieci.
Konający. Ach... ty gardzisz Bogiem... nie rozumiesz Boga... nie kochasz Boga...
Gość (szyderczo). Ty go „kochasz!“
Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/125
Ta strona została przepisana.