Pra-początki historyi leżą na kresach bytu narodów.
Kilka ogólnikowych kronikarskich zapisków, przechowywanych w świątyniach i grodach warownych dają początek starej umiejętności dziejopisania.
Każda nieszczęśliwa wojna groziła jej zagładą. Podobna do rozdeptanego mrowiska, powstawała i ginęła po stokroć kronika — wzór syzyfowej pracy, wystawionej na wszystkie katastrofy żywiołowej przemocy i przypadku, które przekazać potomnym było troską pierwszych kronikarzy.
I trzeba było lawiny wieków i wielozmiennego bogactwa losów, aby wreszcie doszedł nas ten napoły ludzki, niemowlęcy bełkot pierwszej opowieści.
Ostatecznie, pierwotną krew i mózg użycza historyi — bajka.
I gdy filozofia przedziera się skróś te przepastne mroki minionych czasów, przychodzi jej w drodze obcować z chimerą człowieka, tak nieskończenie oślepionego trwałością wiekowych błędów, że wyprowadzić tego „ducha czasu“ na światło dzienne jest niekiedy daremnem zadaniem tytanów.
Odbudowa prawdy! Słowa... Odbudowę poprzedzać musi zburzenie całego lasu faktów, zmyślonych dla tryumfu — kłamstwa.
Ale puszczę dziewiczą wyciąć w pień lub spalić nie jest to samo, co dotrzeć do jej wnętrza.