Trzy miecze uprawniają do władania mową jak branką: prawidłowość, jasność, wytworność.
Brak jasnych odpowiedników myśli znamionują złe książki.
Mimo wszystkie pozory bogactwa i siły jesteśmy biedni. Nikt nie potrafi w sposób wyczerpujący dać cały wulkaniczny patos uczucia, zawarty w klatce piersi i mózgu.
Musimy się posługiwać takimi liczmanami, jak miłość, gniew, nienawiść, uderzając wciąż w jeden i ten sam klawisz, trącając jedną i tę samą strunę.
Mowa ludzka z prawdziwie oślim uporem pozostaje zawsze w tyle nowej potrzeby, myśl zawsze wyprzedza słowo o milę.
Pierwszym bezwiednym gramatykiem był instynkt. Z równą koniecznością Lapończyk czy Murzyn, rozróżniać musiał przeszłość od teraźniejszości i przyszłości.
Więc jeżeli chodzi o zasadniczą marność ludzkiej specyi, to powiedzmy sobie po cichu, że każdy człowiek jest lichym artystą i każde słowo jest lichą metaforą.
Zdaje się... pozwalam tak sobie mniemać, że naturalnem prawem jest na własne ryzyko, pod groźbą niesławy — posługiwać się słowem i piórem. Poznałem całą armię ksiąg zbrodniczo-nudnych, ale niebezpiecznych nie znam, nie czytałem.