Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/23

Ta strona została skorygowana.

„rozum“. Rozum! Haha! Coś równie śmiesznego mogło tylko przyjść do głowy takiemu, jak pan... Pan wybaczy... Nie pan jest śmieszny jeno twór pana. I nie twór pana jest śmieszy, ale ten jego „rozum“ — „rozum“! Wino w baranie miechy! I róża do owcą tchnącego kożuszka!
Zresztą — niech się pan nie gniewa — każdej chwili gotów jestem odwołać słowa swoje. Dlaczego? Pan mnie pyta: dlaczego? A chociażby dlatego, mistrzu, że pan sam nie przywiązuje wielkiej wagi do tej małpy — przepraszam — dwunożnej małpy, skoro otoczyłeś ją całą chmarą widzialnych i niewidzialnych wrogów, nie dając jej równocześnie pancernych środków obrony. Już nie mówię, o zgubnych chorobach, zgubnych namiętnościach, szałach, żywiołach...
Od tej wszystkiej nawały ma się, oczywiście, bronić... Czem? Ślepotą instynktu i łutem rozsądku! Pan to nazywa „rozsądkiem?“ Poznać mistrza po dziele.
Zaiste, w szczęśliwej, natchnionej chwili począł pan w sobie te potwory! Harmonia w każdym calu!
Ale rozumiem pana. Temu biedactwu, tej kalekiej mizeryi zakreślił pan jakiś jeden dzień życia i chciałbyś ich czem rychlej wytracić? Celowość przedewszystkiem. I jestem przeświadczony, że kierowani rozumem, rozsądkiem i głupotą, sami uproszczą panu zadanie, wymordowując się wzajem, by się stało zadość woli przeznaczenia. Bo cóż może być obrzydliwszego jak czuć się „tylko człowiekiem?“.