Demogorgon spłonął gniewem, słysząc tak bezczelne prawdy. Co gorsza — przyznawał im pod każdym względem słuszność. Mimo to utrzymywał dalej, że stworzył więcej dobrego, niż złego.
Wreszcie zdobył się na odpowiedź.
— Krytyka — rzekł powściągliwie — jest rzeczą Tersytów, bijanych w słowie i czynie. Na grobach dokonanego faktu lada głupiec wygłosi mowę pogrzebową. Ale czy pan sądzi, że tak łatwo stworzyć pożyteczne bydlę, które byłoby zawsze rozumne, zawsze wolne i nigdy nie nadużywało wolności? I czy pan istotnie wierzy, że gdy się ma z ziemi wydłubać dziesiątki tysięcy gatunków roślin, można się ustrzedz chwastów i zielsk?
Wszystko chce żyć — proszę kolegi — wszystko chce żyć (nie wyłączając pana)...
Z odrobiną wściekłej materyi, którą miałem w swojem ręku, musiałem postępować nader oszczędnie. To zrozumie każdy krawiec. Stąd morza, stąd — łyse puszcze — trochę z konieczności, trochę ku urozmaiceniu panoramy i dla odpoczynku.
Pan rozumie co to jest rytm, wytchnienie, cień w malarstwie, płaszczyzna w rzeźbie?
Widzi mi się, że jest pan mocny tylko w pysku. Ale obaczymy, panie błaźnie, jak to pan będziesz sobie poczynał z planetą Marsa? Ujrzymy wtedy pańskie efekty bezksiężycowych nocy i małpozwierzę tej planety wolne od szału, moru, powietrza i rozumu!
Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/24
Ta strona została skorygowana.