Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/41

Ta strona została przepisana.

dem i zwierzęciem, wreszcie z człowiekiem — całą przyrodą. Byłbyś wszechmogącym — jak Bóg.
Chłop wierzy, że grad spadł na jego pole przypadkiem, — „trafunkiem“. Ale filozof myśli inaczej. Wie on, że nie był to traf, że na to, by na danem miejscu o danej chwili spadł grad, złożył się całokształt budowy świata.
Inni, przerażeni tak prostą prawdą, podobnie jak dłużnicy, którzy tylko częściowo zaspokoili wierzyciela, jedną jej połowę przyznają, co do drugiej proszą o zwłokę i tako mówią: istnieją zjawiska konieczne i niekonieczne.
Znaczyłoby to, że w jednej części świata panuje ład, zaś w drugiej — chaos.
Wolne żarty!
Jeszcze inni, społecznie zaniepokojeni nawołują: „nie wierzcie w fatalizm! Skoro wszystko jest nieuniknione, zbędną jest praca, żyjmy w gnuśności, skrzyżujmy na piersi ręce, czekając, rychło umrzemy“.
Tylko bez trwogi, panowie! Tak rozumowałyby płazy, gdyby rozumowały.
Widzicie, że na przesądach i lękach wam nie zbywa, bo i te cnoty podlegają prawom czasu i bezwładu.
Nie wiem, co nazywacie wolnością, ale spróbuję rozważyć:

== Dyalog.
Osmin. Mówisz, zdaje się, że wszystko konieczne“?