daje się ona potworna i wstrętna, jak majaczenie opętańców.
Czemże wreszcie jest wasz Bóg?
Albo przebóstwiony żywioł zła i zła tego nieskończoność, twórca, który pchnął swe twory w nicość, albo symbol nieprzemyślnej głupoty, która tworząc, nie zdolna jest przewidzieć i oddalić nędzy i ułomności swego tworu.
Śród ludzi dzieciobójca, król, który więzi i nęka swoich poddanych, jest tyranem wartym nienawiści i pogardy.
Kto stroi Boga w cnoty ojca i sprawiedliwość króla, ten nie może go już od tych cnót zwolnić. Ale właśnie ci, którzy uposażyli go we wszystkie blaski potęgi i rozumu, równocześnie czynią zeń tak posępne, odpychające bóstwo absurdu i złości, że budzą naturalne ludzkie pragnienie, ażeby symbol, łączący w sobie wszystko, co było i jest przedmiotem wzgardy, przekleństwa i kary, nie istniał wcale.
Widzimy więc, że nie przystoi rozumnym nadawać Bogu szlachectwo ludzkich właściwości i tworzyć go na podobieństwo swoje. Ludzka sprawiedliwość, ludzka dobroć, ludzka mądrość — Boga nie zdobią. Możecie te atrybuty wyogromnić do wysokości góry — pozostaną one ludzkie, tylko ludzkie.
Filozofia uczy nas, że świat powstał z Niepojętej i Niepoznawalnej Istoty, która jest własną, wieczną, samorzutną dla siebie Przyczyną.
Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/70
Ta strona została przepisana.