Metoda, acz dość ścisła, nie może się ubiegać o pierwszą nagrodę naukowości.
Dlatego — obieramy za przewodnika — historyę.
Za czasów Nerona chrześcijanie plemią się już w Rzymie, gdzie ich nie odróżniano od Żydów z pochodzenia, ni z mowy.
Wszyscy uczeni zgodnie utrzymują że Simon Barjone, zwan Piotrem, nigdy do Rzymu nie zawitał.
Wyzywającym po prostu jest fakt, że ani dzieje apostolskie, ani listy Pawła żadnem słowem nie potrącają o tak ciekawą sprawę przybycia św. Piotra do Rzymu — późniejszej stolicy Piotrowej.
Dalej nie bez wartości dla tych, co nizką prawdę przenoszą nad wysokie fałsze, jest inna jeszcze małostka.
Oto senat rzymski nigdy nie prześladował ludzi za to lub owo wyznanie wiary i nigdy rząd nie zmuszał Żydów do zmiany religii.
Wogóle przed Domicyanem żaden z cezarów nie ścigał chrześcijańskiej gromady. Marek Aureliusz nakazał pozostawić im swobodę kultu.
Karakalla, Heliogabal, Aleksander, Filip, Gallien — byli raczej obrońcami, niż wrogami chrześcijan i mieli oni czas kościół swój ugruntować.
To też, mimo dookolną wrzawę i opór wrogów, używali chrześcijanie wolności i w wielu prowincyach, na ruinach świątyń zapadłych i zburzonych wznosili swoje kościoły.