Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/103

Ta strona została uwierzytelniona.

ze mną... — odpowiedział, nie tracąc kontenansu Borawka.
— Jakiż to interes Waszmość mi proponujesz?
— Mam kapitanję do sprzedania, panie rotmistrzu, doskonałą, wyborną kapitanję, nie tytularną, nie agreże, ale z szwadronem, w regimencie pięknym, pod bokiem królewskim i pod szefem, który o regiment swój dba, jak o młodą żonkę! Takiego wakansu Waćpan nie upolujesz w Polsce, choćbyś na to łożył największe pieniądze. A konfirmować Waćpana w nabytej u mnie randze zaraz będą, bo wszakże Waćpan wprost z pruskiego wojska przybywasz, a szef owego regimentu bardzo ceni oficerów pruskich. Waćpan niedawno z Prus, panie Narwoj?
— Niedawno — odrzekłem krótko.
— A wolno wiedzieć: za permisją tylko, czy za abszytem? — zapytał Borawka i małe jego oczka chytrze się na mnie zwróciły.
— Za abszytem — odparłem, choć jak wiecie nie było to prawdą.
— No to nie puszczajże Waszmość szczęśliwego trafunku, który ci się sam przeze mnie nawija i bierz Waćpan mój wakans, dopóki cię kto nie uprzedzi.
— W którymże to regimencie, panie Borawka? — zapytałem.
— W regimencie JMĆ pana Koniuszego Wielopolskiego. Śliczny wakans, pyszny wakans! Takie wakanse piechotą nie chodzą!
— Ileż Waszmość chcesz za tę rangę?
— Wierzaj mi Waćpan, klnę się na parol ho-