Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/108

Ta strona została uwierzytelniona.

86

wiek opodal stoi, jakby mnie szpiegował. Nie zważałem jednakże na to, ale wszedłem do mojej kwatery, a zapaliwszy światło, począłem się rozbierać, albowiem po dłuższej podróży zmęczony byłem i snu bardzo pożądałem.
Właśnie uklęknąć miałem do pacierza, kiedy ktoś silnie i na trzy tempa do drzwi zapukał. Porwałem się na równe nogi, bo to pukanie jakby zaczarowanym jakim sposobem odrazu mnie przeniosło w owe czasy, kiedy byłem jeszcze w pruskiem wojsku. Tak pukali do drzwi zazwyczaj żołnierze, przychodząc do kwatery starszych; takiego pukania nasłuchałem się przez tyle lat, kiedy do mnie przychodzili z raportem ordynanse.
Herein! — zawołałem, przystępując do drzwi i przypasując szybko odłożoną już szpadę, więcej z ostrożności, niż z zwyczaju.
Drzwi się rozwarły i do izby mojej wszedł ów nieznajomy handlarz, który mnie śledził był na ulicy. Wkroczył zupełnie po wojskowym trybie, skręcił się w drzwiach w pół zwrotu, odmaszerował naprzód trzy kroki, stanął we front, a nie zdejmując czapki, dłoń do niej na salut przyłożył...
Wypatrzyłem się na niego, jak na warjata, i za takowego na serjo go miałem; — on zaś, nie ruszając się z miejsca, utkwił we mnie oczy dziwnym sposobem, ani słówka nie mówiąc. Patrzyliśmy się tak przez chwilę na siebie w milczeniu, aż on nareszcie się ozwał:
Melde gehorsamst, Herr Oberleitnant...
I tu uciął, dalej słówka nie mówiąc. Zniecier-