Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/109

Ta strona została uwierzytelniona.
87

pliwiła mnie ta komedja, więc podchodząc bliżej ku niemu, pytam go szorstkim głosem po niemiecku, czego chce i poco mnie nocą nachodzi?
Melde gehorsamst — powtórzył handlarz — pan oberlejtnant mnie nie poznaje, a ja pana oberlejtnanta pokornie poznałem zaraz, i tu za nim pokornie przychodzę, gehorsamst zu melden...
Teraz pocznę ja przypatrywać mu się bliżej, aż nareszcie dobrze go oglądnąwszy, krzyknę całym głosem:
Scherwein! Wachmeister Scherwein!
Hier! — zawołał w odpowiedź Scherwein, jakby przy apelu, i nie spuszczając swej służbistej postawy, mrugnął do mnie poczciwemi oczyma.
Był to Scherwein, wachmistrz z mego szwadronu, kiedy byłem jeszcze pruskim oficerem. Poczciwy chłop, dzielny i surowy żołnierz, służbista od trzystu granatów. Był on Ślązak rodem i po polsku mówił łamanym sposobem, bo przez długie lata w wojsku służąc, zniemczał zupełnie. Nazywał się właściwie Czerwień, ale Niemcy po swojemu nazwę jego nicując językiem, w Scherweina go zmienili, (tak jak i mnie z francuska Narvoy w rangliście pisano i Narwoa wołano).
Ten Scherwein przez dwadzieścia lat służył był już w wojsku, a kiedy ja po owem nieszczęsnem spotkaniu z werbownikami pruskimi przyszedłem do pułku dragonów, dano mnie do szwadronu, w którym Scherwein był już wachmistrzem. W jego to plutonie rozpocząłem moje twarde, żołnierskie rzemiosło, i on mnie uczył mustry i służby. Polubiłem