Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/115

Ta strona została uwierzytelniona.
93

ruczniku, za najlepszego oficera w pułku go sobie ceniąc; a właśnie tydzień przedtem, kiedy pan zniknąłeś wraz z więźniem z hauptwachu, podał był pana do samego króla na order i forsztelował na rotmistrza... Owo stąd była taka zawzięta furja pana obersztera i okrutnie był gniewny, że się tak zawiódł i przed samym królem skompromitował...
— A niechaj mi pan oberlejtnant wierzy — prawił dalej Scherwein — jako prawdę mówię, a nie żadną płotkę, bo mi to opowiadał oficer z regimentowego sztabu! Panie Narwoj, panie Narwoj, poco tobie było uciekać! Służba twarda, bo twarda, ostra, bo ostra; wszystko to prawda, ale owo dziś byłbyś już rotmajstrem, miał własny swój szwadron i krzyż na piersiach! A czy to nie fortuna, czy to nie piękne opatrzenie i nie ładna ranga, panie Narwoj? A tak, co ty teraz masz, panie oberlejtnant? Wstąpisz ty do tego wojska polskiego, to już nie to samo, co nasze; bo tu u was nikt o żołnierza nie dba, za nic on tu nie stoi i nic nie znaczy, a chyba od śmiechu go mają troszeczkę na pokaz! Lada szlachcic trzaśnie w kark oficera — a ty to znoś, nieboże! Co tu tobie robić, panie lejtnant — a tyś przecie żołnierzem się urodził! A choćbyś się ty i dochrapał tu czego, to prędzej lub później Schwedicke cię złapie, doprawdy złapie, bo Schwedickeby z piekła dostawił dezertera, choćby go cały hauptwach szatański pilnował; a potem co, armer Kamrad? kulka w łeb, i gryźże sobie w młodym wieku ziemię surową!
Trudno było tłumaczyć poczciwemu żołnierzowi, jako mi tu w Polsce milej dźwigać muszkiet,