Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/118

Ta strona została uwierzytelniona.

96

począć należy. Będąc już przestrzeżonym, nie bałem się już o własną skórę; bo mi się tu między swoimi łatwo było obronić przed napaścią; chciałem jednak ukarać owych łotrzyków, co mnie aż tu ścigali, dać JMĆ panu grafowi Koggeritz nauczkę, jako w tej Rzeczypospolitej, acz nierządnej i słabej, nie można przecie pruskim oberszterom broić jak w własnym regimencie, a wkońcu niecnocie Borawce skroić taką kurtę, żeby w nią wlazł wraz z swoim żółtym kontuszem i ogromną karabelą, a szpetną infamję swoją nosił na łysinie aż do końca żywota swego mizernego. Że jednak nie byłem jeszcze w zupełności świadom ani praw, ani zwyczajów polskich, i żem nigdy na własnej głowie nie poprzestawał, jeśli rada przyjacielska była pod ręką, więc umyśliłem wyszukać zaraz i Wedelsztedta i Deibla, aby z nimi złożyć naprędce małe consilium militare.
Wydobyłem z puzderka moje pistolety, — bo co wiedzieć było, czy mnie ci nasadzeni łotrowie gdzie na ulicy samotnego nie zejdą — nabiłem je ostro, opatrzyłem dobrze zamki, okryłem się płaszczem, a wziąwszy do rąk małą latarkę obozową, wyszedłem z domu na miasto.
Wyszedłszy już na ulicę, dopiero sobie przypomniałem, jako nie wiem dobrze, gdzie Deibel kwaterą stoi, bo choć mi o tem mówił, nie spamiętałem sobie dokładnie. Nie chciałem jednak zwlekać narady do rana, puściłem się tedy na miasto, aby koniecznie o Deibla się wypytać. Część miasta, w której Deibel mieszkał, wiedziałem — puściłem się więc w tę stronę. Noc była już ciemna, bo było to jeszcze