Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/126

Ta strona została uwierzytelniona.

104

Powiedzże mi jeszcze, czy byłbyś ty zdolny takowego uczynku, abyś naprzykład, pożyczywszy od rodzonej matki cały jej ostatni fundusz wdowi, wsiadł w Gdańsku na okręt i do Ameryki sobie popłynął, bez żadnego skrupułu matkę w nędzy zostawując?
— Jakżeż mnie Waćpan tak pytać możesz, toż nikczemnym niegodziwcem nie byłem nigdy.
— Jeśli tak, — rzekę ja na to — to już ja spokojny o ciebie, i wiem, że sobie życia nie odbierzesz, bo toby na jedno wychodziło, co tchórzem się okazać i matkę rodzoną okraść. A przeciwnie pewny jestem tego, że jako żołnierz serce i męstwo, jako syn wierność, a jako katolik pokorną rezygnację w tej ciężkiej turbacji twojej okażesz.
On na to zamyślił się głęboko, a nic nie odpowiadał. Widząc ja, że słowa moje do sumienia i serca mu poszły, pocznę mu dalej tłumaczyć — a dał mi Bóg wyraźnie tego wieczora taką wymowę i taką moc argumentów, że sam się sobie dziwiłem, skąd mi ta swada tak pięknie płynęła.
— Bądźże Waćpan dobrej myśli, — skończyłem moją perorę — bo choćby ci przyszło dziś jeszcze dosługiwać się na nowo rangi w wojsku, toś jeszcze młody i masz przed sobą wszelkie speranse sukcesu. Jakoś to się ułoży jeszcze; i na Borawkę znajdzie się jeszcze hak jaki, na którym urwis zębami uwiśnie; ale tak odrazu kapitulować, to babska, a nie żołnierska rzecz, panie Paszyc! Gotuje się tu coś i na Borawkę; warzy mu się tu piwko niezłe; jeno poczekaj, a obaczysz, że niezawsze łotrowie triumfują. Bywajże mi zdrów, panie kawalerze, a pra-