Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/130

Ta strona została uwierzytelniona.

i co z tego? Mają oni pewnie dobre papiery z sobą, a wykłamią się tak gładko, i wyprą się swojej szkaradnej imprezy tak zręcznie, że zamiast, abyś ty ich przycisnął, to oni tobie nasadzą na zdrowy łeb całą palestrę, o gwałt, o lezję i Bóg wie o co. Już w tem Borawki głowa!
Na taką ich deliberację, występuję ja z moim planem.
— Panowie bracia — mówię im — mam ja gotową receptę. Stanie się i po woli Wedelsztedta, bo bez tego się nie obejdzie, aby po uszach nie wzięli, ale to niechaj będzie epilogus. Tymczasem zaś tak chcę zrobić. Borawka przedaje mi kapitanję, która warta między braćmi 30.000 złotych, za 6.000 tylko, bo pewny już jest tego zdrajca, że i pieniądze i stopień przy nim zostaną. Owoż wiecie co? oto jutro rano ja tę kapitanję kupię. Jak więc Borawka weźmie pieniądze, wówczas pilno mu będzie, abym dostał się pod opiekę profosa i pewnie na mnie tego samego dnia jeszcze ową zbójecką zgraję nasadzi. Ja tymczasem będę już przygotowany i na dobrej pieczy, bo liczę na waszą przyjaźń, że mnie na każdym kroku eskortować będziecie. Napadną nas gdzie, to się nie damy, a przeciwnie łotrzyków owych nauczymy mores po polsku. Wonczas już i z Borawki spadnie maska — i osadzimy go na infamji, jako na to zasłużył. Tandem więc kapitanja będzie moja — pan graf Koggeritz mnie nie obaczy — a Borawce będzie piskorz!
Oni obaj mowy mej wysłuchawszy, projekt aprobowali, obiecując mi po przyjaźni, że mnie na