Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/131

Ta strona została uwierzytelniona.

krok nie odstąpią, aż dopóki już całkowitego bezpieczeństwa nie będzie. Dobrej myśli wróciłem do domu i spać się spokojnie położyłem, naprzód się już triumfem moim radując. Na drugi dzień jeszczem spał, kiedy mnie zbudziło stukanie do drzwi. Otworzyłem, a do izby wszedł Borawka.
— Przepraszam mocno Waćpana, — pocznie mówić — że go budzę, ale kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje, a do Waszmości to przysłowie acurate się stosuje, bo zaprawdę, jakem szlachcic i oficer, sam Pan Bóg daje Waćpanu piękną rangę za bezcen!
Ja go przywitałem grzecznie i napozór z szczerą miną, ale pomyślałem sobie w duchu:
— Ranoś ty się i na mnie wybrał, człowieczku, i da tobie Pan Bóg także, czegoś wart, pogański synu!
Nie pokazując po sobie wstrętu, jaki czułem do zdrajcy, pragnę z nim mówić o interesie, a w tejże chwili pojawił się także Wedelsztedt, którego ja na świadka wczoraj zaprosiłem.
— Pokaż Waćpan teraz papiery, czyli w porządku są, jak należy? — mówimy.
On wyjął z kieszeni dokumenta wszystkie, wydemonstrował i wywiódł całą sprawę dokładnie i o przybicie targu naglił, bo powiadał, że mu spieszno bardzo. Ja dla lepszej symulacji certowałem się jeszcze trochę, niby to chcąc jeszcze coś z ceny poderwać, a w gruncie i sam się już niecierpliwiłem, aby cała rzecz już raz się ułożyła. Patrzał on pewno