Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/145

Ta strona została uwierzytelniona.

mi na moją ranę, która bardzo lekka była, maść i bandaż przyłożył. Nie pamiętam, czym kiedy w życiu spał tak smaczno, jak tej nocy. Czy to bezpieczeństwo, w jakiem się już po rozprószeniu onych łotrów czułem, czy ów dobry uczynek, który dla Paszyca spełniłem, czy też znużenie i upływ krwi, czy też to wszystko razem taki mi słodki sen sprawiło — dość, że dopiero późnym rankiem nazajutrz się obudziłem, pokrzepiony na ciele i z pogodnem sercem.
Zaraz się ubrałem, aby jak to wczoraj postanowionem było, zarekomendować się JMĆ Panu generałowi Mierowi, który tu w Radomiu przypadkiem tylko będąc, już pozajutro miał wyjeżdżać. Nie chcąc stawać przed nim w ubiorze cywilnym, raz jeszcze ubrałem się w mój mundur pruski, już po raz ostatni w życiu na siebie go biorąc.
JMĆ Pan generał Mier stanął był na zamku, gdyż mu jeden z wojskowych komisarzy kwatery swej ustąpił. Przyszedłszy tam, opowiedziałem się oficerowi, co był przydany generałowi na ordynans, prosząc, by mnie zameldował. Powiedział mi oficer, że JMĆ Pan generał właśnie wybiera się z wizytą do księdza biskupa Załuskiego, że tedy trudno, by mnie chciał widzieć, ale skoro mi na tem dużo zależy, spróbować trzeba. Czekam tedy, niewiele mając nadziei, bym z panem generałem rozmawiał, gdy wkrótce powraca oficer i powiada:
— Panie Narwoj, Jaśnie Wielmożny pan generał prosi Waszmości!
Porwałem się szybko, raz jeszcze po sobie okiem rzuciwszy, czy też przystojnie i po regule wy-