Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/147

Ta strona została uwierzytelniona.
125

w gębie zapomniawszy, i nie śmiem w oczy mu spojrzeć, a on bliżej jeszcze podchodząc, szorstko mnie pyta:
— Czego Waćpan żądasz odemnie?
Na szczęście ochłonąłem już trochę z tej okrutnej kontuzji, tak też śmiało odpowiem:
— Jaśnie wielmożny panie generał-majorze! Żądam najpierwej, abyś JW. Pan generał uwierzyć łaskawie raczył, że dziś po raz pierwszy widzę JW. Pana generał-majora Miera!
— A to Waćpan chcesz, abym wierzył w to, co nieprawda, bośmy się już pozawczoraj widzieli — rzecze on na to.
— To nie był generał Mier, — replikuję na to — ale starzec niepoczciwie obrażony, a daję parol szlachcica i oficera, że gdyby mi był kto powiedział, że ten starzec w winiarni był dostojną osobą JWielmożnego pana generała, nie byłbym stanął nigdy w tych progach!
— Dlaczego? — zapytał generał.
— Bobyś, Mości generale, mógł wtedy trzymać o mnie, żem jakową komedję odegrał i do faworów Jego sztuczką niegodną wkręcić się zamierzam.
Rzekłszy to z determinacją, salutowałem, i zrobiwszy zwrot wtył, chciałem odejść naprawdę, nie chcąc już o nic prosić generała, aby się podejrzenia takowego nie nabawić. Generał Mier chwycił mnie za ramię i zawołał:
— Stój, panie kawalerze; wierzę w to mocno, co Waćpan tu deklarujesz. W owej przygodzie pod wiechą postąpiłeś sobie jako honorowy kawaler i sta-