Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/156

Ta strona została uwierzytelniona.

honoru szlachetnego, co zacz, jak nie najemnik nikczemny? Kuchni pańskiej, a nie ojczyźnie sługując, na tem już niejeden regiment sztukę swoją militarną z aplauzem kończył, że przy wiwatach biesiadnych na znak pana marszałka salwy strzelał, a to jedyny ogień bywał, w którym go prochu wąchać uczono.
Bywało pan szef regimentu, rzemiosła żołnierskiego tak samo świadom, jak ja hebrajskiego języka, innych panów u siebie gości, pół regimentu na podwórzu ustawi, a gdy się chce rangą swoją generalską popisać, z okna Gib Feier! zawoła, kontent sobie bardzo, że biesiadnikom honor wojskowy czyni. W regimencie Miera tego nie bywało. Żeby to było z ujmą majestatu Króla Jegomości, gdyby ten sam żołnierz, co jego dostojnej osoby strzeże, a w zamku monarszym straż trzyma, kuchni pańskiej pilnował, więc też nigdy żaden dragon z naszego regimentu do żadnej podłej usługi nie śmiał być komenderowany, a tak i mnie przyjemnie to było oficerem być w takim pułku.
Do tego dodać jeszcze trzeba, że regiment Mierowski pełny miał status, i że moja chorągiew, jak i inne, dobrze była pokryta, sto koni mając. Był to sam piękny a dobrany żołnierz i dobrej reputacji używał. Nie chodził też obdarty, jako to nieraz bywało, ale uczciwie i chędogo ubrany, mając mundur i moderunek cały z łaski Króla Jegomości w przyzwoitym porządku. A miała dragonja Mierowska kabaty czerwone, kamizelki i spodnie jasnego granatu, koliste płaszcze z lisztwami, sztylpy wysokie, a kapuzy czerwone na głowie — wszystko to