Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/184

Ta strona została uwierzytelniona.

162

w duży pęcherz wydęty zamienił, a jakiś cyrulik, malutki Niemczyk, z okrutnie dużem szydłem koło mnie tańczył, a przekłuć chciał koniecznie. Ja go proszę, by mi dał pokój, grożę, klnę, uciekam, a on ciągle z owem strasznem szydłem koło mnie biega, a woła: «Mospan Polak, uklucz musim!» I już mnie niecnota szydłem swem dopadał, kiedym się z okrutnym krzykiem obudził, cały potem oblany i z głową rozgorzałą. Owoż odtąd boję się młodego drybusa jak grzechu śmiertelnego, a wolę już nawet piwsko otwockie!
My na to gadanie w śmiech serdeczny, że aż za boki się braliśmy, a Zawejda ciągle dalej perorował.
— Jakem Zacharjasz Łada Zawejda, tak wam powiadam, że tu śmiać się niema z czego! Ja tam najczęściej snów żadnych nie miewam, chyba, jak powiadam, po kilku kielichach wieczornych, ale zawsze, choć nie jestem żaden statysta ani uczony, wiem przecie, co się poczciwemu szlachcicowi śnić powinno, a co nie. Panienka po marcypanie albo po migdałkach smażonych więcej wina dla konkokcji wypije, niźlim ja wypił z łaski tego Łapatana, Czapatana czy Zapatana, a owo najpewniej aktualnego szatana — a co mi się za niesłychane dziwy marzyły! Tfu! Apage!... Owo najpierw zdało mi się, żem jest monarchą chińskim, i w żółtym bławacie na złotym stolcu siedzę, a tu mój minister do mnie idzie z okropnym papierem, jakiemiś straszliwemi charaktery zapisanym, i coś mi długo przez nos czyta. Wtedy mi się nagle przypomina, że ja tego błazna