Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/189

Ta strona została uwierzytelniona.
167

z dawniejszych jeszcze czasów, spotkaliśmy ku naszemu niemałemu zdziwieniu Zapatana. Wychodził on właśnie z kamienicy narożnej rynku, gdzie mieszkał pan wojewoda pomorski Łoś, do którego, jak się później dowiedziałem, z wizytą jeździł. Czekała na niego kolaska czarna w czwórkę wronych koni dobranego toku uprzężona, z dwoma murzynami na koźle. Wszystko takie było czarne, jak i sam pan; bo na całym prawie powozie i uprzężu ani jednej nitki, ani jednego guzika nie było świetlistego, chociaż wszystko było i galantowne i bogate; szory aksamitne czarne, jedwabne zaplotki, róże, fioki i lejce takoż czarne, chociaż z najprzedniejszego materjału i najmodniejszego kształtu.
Sam Zapatan ubrany był tak samo, jak w onej rawskiej gospodzie, z tym samym brylantem i przy tej samej szpadzie, jeno na piersiach miał jakowąś gwiazdę niewiadomego mi orderu. Ujrzawszy nas, przywitał się z nami lekkiem pochyleniem głowy, a myśmy mu także pokłon oddali, tylko Zawejda minę marsowo nasrożył i wąsa butnie z zawadjacka podkręcił, jakby mu owego wina jeszcze żadną miarą przebaczyć nie mógł. Aksamicki aż pobladł, jak go zobaczył, i aż mu się oczy zaiskrzyły; gdyby się nie był nas wstydził, byłby pewnie za nim pieszo pobiegł.
Ale już zaraz na drugi dzień Aksamicki dowiedział się, że ten Conte Zapatan we Lwowie dłużej mieszkać będzie, i że za miastem, niedaleko pałacu księcia Jabłonowskiego, wynajął sobie duży stary dom, co do jurydyki panów Kalinowskich należał,