Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/197

Ta strona została uwierzytelniona.
175

niego być jakoś nie umiałem — i do dziś dnia tego żałuję.
Przykrością mię to zdjęło, że Aksamicki nietylko z dobrego oficera w opieszałego, ale i z dobrego katolika w niedowiarka się zmienił. Uważałem ze zgorszeniem i smutkiem prawdziwym, że do kościoła nietylko sam nigdy już nie chodził, co dawniej zawsze czynić był zwykł, ale nawet w niedziele i święta swój pluton, jak po ordynansie należało, nierad do kościoła wodził. Wielkanocnej spowiedzi też nie odbył, i chorągwi całej zgorszenie, mnie zaś frasunek i wstyd sprawił.
Zawiele mi już wkońcu tego wszystkiego było, i już mi ani sumienie moje, ani wzgląd sprawiedliwy na rygor wojskowy nie pozwalały cierpieć to i militarnym uchybieniom w służbie pobłażać. Nakazałem był dnia jednego lustrację, i cała chorągiew na wskazanym placu stanęła w godzinie oznaczonej, a tylko Aksamickiego brakło. Nieraz to się już tak przedtem było zdarzało, alem to płazem puszczał, tym razem atoli to już ze sposobności korzystać a surowość okazać postanowiłem. Jakoż po skończonej lustracji posłałem do jego kwatery wachmajstra z dwoma dragonami, i aresztować go kazałem, dając forwachtowi ten ordynans, aby go z domu nie wypuszczano, aż do mego rozkazu.
Gdy to spełniono, ja chcąc jeszcze dobrotliwego sposobu zażyć, poszedłem do Aksamickiego, trzymanego aresztem na kwaterze, aby z nim po przyjacielsku, a jak brat z bratem pomówić. Wszedłszy do izby, zastałem go piszącego coś na pergami-