Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/200

Ta strona została uwierzytelniona.

178

— Wiem, wiem — ozwał się ze śmiechem, jakby się ze mnie urągał — i dlatego nie o swojej rzeczy rozprawiasz, rotmistrzu! Dajmy chyba pokój!
Takowa pyszna odpowiedź rozgniewała mnie, więc wstając, surowo się ozwałem:
— Dobrze! Dajmy chyba pokój, Mości panie Aksamicki! Dziękuję Waćpanu, żeś mnie zreflektował, teraz to już o swojej rzeczy mówić będę. Owoż słuchaj Waćpan, ale bez śmiechu i przekwintów, a przeciwnie z subordynacją, bo nie mówię już teraz ani jako filozof, ani jako przyjaciel — ale jako komendant Waćpana. Żeś Waćpan zły przyjaciel, to rzecz jest między Aksamickim a Narwojem, żeś Waćpan zły katolik, to rzecz jest między Aksamickim a jego sumieniem, ale żeś Waćpan zły oficer, to rzecz jest między subalternem a rotmistrzem. Słuchajże Waćpan, panie oficerze! Tym razem niechaj na areszcie pozostanie, ale na przyszłość, pomnij na to, od rygoru nie odstąpię, a przypomnieć Waćpanu potrafię, że krygsrecht egzystuje, a artykuły wojskowe mają także walor! Albo więc Waćpan abszyt weź, radzę, albo aplikuj się, jak ci przystoi!
— Kto wie, czy się nie stanie po woli Waćpana, — odrzekł Aksamicki na to — albowiem, jeśli dziś na lustracji nie byłem, to dlatego, żem wczoraj od pana generała Korytowskiego urlop miesięczny otrzymał, a jeśli o urlop się wystarałem to dlatego, że po tym miesiącu abszyt sobie wezmę.
— Kiedy tak, to już dobrze, — powiedziałem na to — ale zawsze to nie było ani podług przyjaźni, ani też podług regulamentu, że Waćpan bez