Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/207

Ta strona została uwierzytelniona.
185

rzał się, popatrzył na nas strasznem i nieprzytomnem okiem, a naraz krzyk srogi czyniąc, twarz sobie zakrył dłońmi i jakoby w szalonym przestrachu uciekać począł, okrutnym pędem spuszczając się z góry ku miastu...
Posłałem dwóch dragonów, by za nim biegli, gwałtu mu żadnego nie czyniąc, ale na oku go mając, aby sobie co złego nie wyrządził — a sam z pozostałymi żołnierzami wziąłem zwłoki zmarłej dzieweczki, a włosy jej z twarzy odsunąwszy, i wianuszek, co jej był spadł, znowu na skronie zimne włożywszy, na onym płaszczu ku miastu ją niosłem. Spotkaliśmy się niebawem z drugą gromadką żołnierzy, z którymi był stary Wartanowicz, i tak strapionemu ojcu zwłoki oddałem, żołnierzom pod najsroższym rygorem nakazując, aby o wszystkiem, co widzieli i słyszeli, ani słówka przed nikim nie mówili.
Wróciłem na hauptwach do ratusza, a zdawało mi się ciągle, że nie na jawie, ale we śnie ciężkim zostaję. Na hauptwachu czekałem, aż wrócą dragoni, którzy za biednym Aksamickim pobiegli i wkrótce też ujrzałem ich, ale samych. Opowiedzieli mi, że Aksamicki biegł ciągle przez miasto, znaki krzyża św. czyniąc i Matki Najświętszej wzywając przeciw jakowymś marom piekielnym, co go niby ścigały, że im się wziąć nie dał, ale ku piaskowej górze biegł. Koło klasztoru OO. Karmelitów zatrzymał się nagle, wbiegł na górę i uchwyciwszy za dzwonek, dzwonić począł gwałtownie. Wybiegli wystraszeni Ojcowie, a on ich błagać począł, by go przed złemi duchami w obronę wzięli, i prosił o przytułek i spowiednika.