Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/219

Ta strona została uwierzytelniona.
197

Straszliwy widok zniszczenia tu zastaliśmy. Ze starego domostwa czy cekauzu nic nie pozostało, prócz ogromnej kupy gruzów. Tak to wyglądało, jakby dom ten wraz z fundamentami rzucony został w całości do góry, a padając znowu na ziemię, w drobne gruzy się rozbił. Cegła na cegle, kamień na kamieniu nie pozostał — ale co dziwna, dach cały, jakby kapelusz, o kilkadziesiąt kroków dalej został rzucony... Zaraz mnie uderzył zapach i gęsty dym prochu, tak że nie miałem żadnej wątpliwości, że dom wysadzony został miną w powietrze.
Ta okrutna eksplozja przerwała całą zabawę na maszkaradzie, a na drugi dzień o niczem nie mówiono, jeno o tym straszliwym wypadku. Na gruzach czyniono poszukiwania, ale nie znaleziono ani trupów, ani żadnego członka ludzkiego, jak się tego spodziewałem, bo byłem pewny, że wszyscy owi trzej w powietrze wylecieli. Było o to dochodzenie i starościńskie i nasze wojskowe, i spisywano rozmaite indagacje. Jakoż wydała się tego naturalna przyczyna, bo pokazało się z zeznań jednego unterceugwarta od artylerji, który dawniej miał nadzór nad cekauzem, nim go sobie ów Zapatan kwaterą wynajął, że w piwnicy tego domu żyd pewien brodzki, co proch do kamienieckiej fortecy liwerował, cały kamień prochu był złożył, o której to amunicji albo zgoła nie wiedziano, albo zapomniano. Jak się zaś stało, że ta eksplozja nastąpiła, kto ją spowodował? czy przypadek? czy nieostrożność? czy też wola umyślna? co się stało z Zapatanem i z owymi dwoma