Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/237

Ta strona została uwierzytelniona.
215

w czarną burkę fabryki krymskiej, błękitnym atłasem podbitą, sowicie złotemi sznurami burtowaną, i w karmazynowy kontusik bogaty, a szablę miał na złocistych rapciach, poczem zaraz poznałem, że to towarzysz pancernego znaku. Strasznie się sierdził i gniewał, aż mu gładka twarzyczka krwią nabiegła — ale choć marsa sobie dodawał, bardziej na studenta niż na żołnierza patrzył.
Przystępuję bliżej i pytam unteroficera, co zaszło?
— Mości rotmistrzu — mówi unteroficer — owo ten pan... — i tu przerwać musiał, bo ów młody kawaler mnie ujrzawszy, zwrócił się zaraz ku mnie i zawołał:
— To Waćpan jesteś rotmistrzem tych ludzi?
— Do usług Waszmości — odpowiadam.
— Jeśli tak, to Waćpan powinien ich nauczyć, aby kiedy starszyzna idzie, warta przed nią broń skwerowała!
Że te słowa wyrzekł tonem ostrym i krzykliwym, więc mnie to zniecierpliwiło, i odpowiedziałem:
— Już ja ich wszystkiego nauczę, czego im wiedzieć potrzeba, ale nauczże się i Waćpan mówić trochę ciszej, a dalej naucz i mnie także, jaką tu starszyznę ten srogi dyshonor spotkał?
— Jakto, nie widzisz Waćpan? mnie to spotkało! — odpowiedział młodzieniec.
— Dziękuję Waćpanu za informację — odpowiadam — ale nauczże mnie Waćpan dalej, czemeś Waćpan starszy, bo że nie wiekiem, to już sam widzę.