Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/241

Ta strona została uwierzytelniona.
219

bie gotuje a wre jak w piekielnym kotle, ty milcz, nieboże!
Nie usłyszał mego głosu pan generał Korytowski; wyszedłem, w milczeniu salutując, ale takiej ciężkiej godziny nie chciałbym mieć drugiej w życiu. Kiedy przyszedłem na kwaterę, chodziłem jakby struty frasunkiem a żalem. Masz tobie żołnierkę i dobrą aplikację; dosłużyłeś się bracie nagrody pięknej; chciało ci się koniecznie służyć ojczyźnie, smakujże teraz tych rozkoszy! Myślałem tak nad sobą i nad tem upośledzeniem mojem, i biłem się z myślami, co mi w takiej alternatywie przykrej zrobić wypada?
Na drugi dzień zaraz, nie wiem jaką drogą, rozbiegła się wieść o tej nowej nominacji po całym lwowskim garnizonie. Przybiegli do mnie moi oficerowie, a najpierwszy Zawejda, który, jako iż niepoprawny był w swojej fantazji a krzykactwie bezmiernem, za wszystkich rezonował, perorował, odgrażał się i wyzywał.
— Mości rotmistrzu! — wołał — a to herezja, a to infamja, gwałt i horrendum okrutne, jakem Zacharjasz Łada Zawejda! Rotmistrzu, za hetkę pętelkę cię mieć będę, jak ty to po sobie puścisz, a honoru swego choćby krwią a tumultem dochodzić nie będziesz!
Wpadli mu chórem i inni oficerowie, i nuż deliberować a narzekać, mnie tem nie konsolując, a żalowi i gniewnym moim afektom nowego tylko przydając alimentu. Milczę tedy tylko i słucham, alterację w sobie tłumiąc jak mogę. Krzyczeli