Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/242

Ta strona została uwierzytelniona.

220

wszyscy, ale Zawejda najgłośniej, ciągle nowe jakieś propozycje stawiąc mnie i oficerom:
— Panowie bracia i mili sercu memu kamradowie! — wołał — dzieje się krzywda śmiertelna nam oficerji gwardji konnej króla Jegomości; na krygsrecht pójdę, w ręce Stepki się oddam, ale się nie dam i kwita. Panowie bracia i mili kamradowie, co wy na taką lezję honoru naszego począć myślicie? Jabym nie radził deliberować długo, ale poprostu taką stawiam mocję: w werbel uderzyć, komputowców wyrąbać, z miasta wyrzucić, i we Lwowie statum oblężenia ogłosić!
— Ale Zawejda! Zawejda! — wołają oficerowie, mitygując ferwor jego.
— Jeśli na to niezgoda, panowie oficerja, to mam plantę inną, posłuchajcie. Opiszmy się, omanifestujmy się, otrąbmy się i zawiążmy konfederację!
— Ale Zawejda! Zawejda! — mówią mu znowu towarzysze.
— Kiedy i to się nie podoba — wołał dalej Zawejda, nie dając się skonsternować — to wam powiem co zróbcie. Zamek obsadźmy, okopmy się, Narwoj niech weźmie jurysdykcję, i wyślijmy deputację do króla Jegomości. Ja się nigdy od służby pro publico bono nie wymawiam; owoż, jeśli wola, mnie posłem do Warszawy delegujcie, a ja się z królem Jegomościa, Bóg da, łatwo porozumiem!
Zadużo mi było tej gadaniny niedorzecznej, a bałem się nawet, aby Zawejda naprawdę głupstwa jakiego na własną rękę nie wypłatał, i całej