Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/245

Ta strona została uwierzytelniona.
223

na upartego idąc, i sam takową ekspedycję do Warszawy uczynić mogłem, przecież przez wzgląd na p. generała, aby jego, co tak życzliwy do mnie afekt miał, nie obrazić, na własną rękę nic robić nie chciałem. Tymczasem zbliżał się dzień, na który pan kasztelanie lustracją ową rozpisał i już tylko trzy dni czasu mi zostawało, rozmyśleć się a prośby o abszyt wyprawić.
Dwa dni przed samym terminem lustracji dowiedziałem się, że pan generał Korytowski powrócił; dałem znać tedy oficerom mojej chorągwi, aby nazajutrz w paradnym adjustunku do mnie się zeszli, i abyśmy tak razem u p. generała się stawili, i jemu osobiście te dymisje nasze do rąk oddali. Owo taki miał być koniec mojej służbie żołnierskiej i moim wszystkim widokom i życzeniom, które, Bóg to widział, szczere a poczciwe były dla króla i Rzeczypospolitej. Że to był krok ważny w mem życiu i o losie moim dalszym stanowił, więc całą noc spać nie mogłem od frasunku i rozmaitych przykrych myśli.
W takiem rozmyślaniu, biorąc statecznie na rozwagę imprezę moją, począłem sądzić samego siebie, i owo rozmaite dubia garnęły mi się do głowy, a decyzja już prawie powzięta, zachwiała się we mnie. Rozważałem, czy mam rację gniewać się o doznaną postpozycją? czy godzi mi się dawać folgę obrażonej ambicji? czy nie będę żałował kroku, który mi teraz rozżalony afekt dyktuje? Poczęły mi się więc nasuwać rozmaite argumenta, a owo wszystkie contra były. Mówiłem tedy sam do siebie: