Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/248

Ta strona została uwierzytelniona.

226

cja i żołnierstwo nadworne ściągały się powoli tatarskim ordynkiem, to jest nieuczciwą kupą maszerując, bez wszelakiej postawy wojskowej.
Że dzień był spokojny, a lustracja paradna dla publiki lwowskiej była rzadkiem widowiskiem, więc ludu sporo się zgromadziło, a była tam nietylko gawiedź sama, ale siła szlachty, a już najbardziej rozmaitych elegantek lwowskich, które snać miały panu kasztelanicowi służyć za nadobną galerję. Długośmy bardzo czekali na młodego komendanta, dłużej, niżem tego zwykł był dawniej w Poczdamie, a później w Warszawie, kiedy sam monarcha rewją trzymał. Podczas tego pocztowi pancerni, kawalerja narodowa i kompotowi gwałtu czynili siła, to się śmiejąc, to swarząc się, to nakrzykując, tędy i owędy się ruchając, jakby mrowisko, my tylko dragonja staliśmy cicho, a z marsową powagą, jak przyzwoitemu żołnierzowi przystoi.
Doczekaliśmy się tandem p. kasztelanica, komendanta naszego; przyjechał dworno i z takim sztabem okrutnym jakby feldmarszałek jakiej srogiej potencji. Myślałby kto, że sam hetman jedzie, buńczuka jeno brakło. Przybył na plac pan kasztelanie z jaką dziesiątką towarzyszy i z dwudziestu ułanami swej własnej nadwornej milicji, rojno i strojno, huczno, juczno i bundziuczno, jakby na wjazd triumfalny. Już to przyznać mu trzeba było, że wyglądał pięknie i bogato, jak istne staropolskie rycerskie pacholę, bo młodzian był dorodny, a strój pancerny zdobił go bardzo. Wprawdzie za czasów moich już z onych starodawnych husarzy a towarzyszy pan-