Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/250

Ta strona została uwierzytelniona.

228

wyjąwszy, dziurawemi łokciami świeci, szabli dobrej przy żebrach nie ma, flintami bez zamków świat straszy.
Jaki koń, taki był i jeździec; albowiem mundur p. kasztelanica aż za oczy chwytał swojem bogactwem. Że już wonczas pancerne towarzystwo nie nosiło pancerzy ani misiurek, więc pan kasztelanic miał na piersiach tylko harnaszek cieniutki z polerowanej stali, na głowie szyszak, a przy rękawicach takoż błyszczące stalowe karwasze. Na znak swej godności miał p. kasztelanie, jako chorąży pancernego znaku, na ramionach najprzedniejszą burkę krymską, atłasem karmazynowym podbitą, sznurami złotem na piersiach związaną, co od lśniącej blachy stalowej przedziwnie odbijało. Jakoż gawiedź zgromadzona kupą ku niemu sadziła, ciekawie się przyglądając, tak że ledwie ułani rum uczynić mogli, znaczkami swemi natrętnych płosząc. Rad sobie był z tej ciekawości i admiracji nasz p. komendant, a nawet go to trochę cieszyło, kiedy pospólstwo krzyczeć poczęło: «Wiwat pan hetman! Wiwat pan regimentarz! Wiwat pan generał!»
Ledwie p. kasztelanic na placu stanął, zaraz się ku mojej chorągwi ruszył. Chociaż mi doznana postpozycja srodze przykrą była, a owa cała komedja gorszyła niepomału, przecie w jednej chwili wszystkiego zapomniałem, nic już nie widząc w kasztelanicu, jeno komendanta mojego, któremum respekt i posłuch żołnierski winien. Jakoż widząc go ku nam podjeżdżającego, dałem natychmiast komendę chorągwi, aby broń skwerowała, sam zaś naprzód wy-