Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/252

Ta strona została uwierzytelniona.

230

z tego ordynansu się dowiaduję tak niespodziewanie, że komisja wojskowa, czyniąc zadość słusznym remonstracjom pana generał-majora Korytowskiego, dawniejszą nominację p. kasztelanica Ostrowieckiego non valentem uznała, takową całkowicie zniosła, a mnie komendantem całej partji mianowała. Nie chciałem wierzyć uszom moim, kiedym własne nazwisko usłyszał, a nie pamiętam, czy mnie kiedy coś tak uradowało, jak ta satysfakcja niespodziewana.
Nie wiem, jaką minę miał p. kasztelanic, albowiem nie patrzyłem przez umyślną delikatność na niego, nie chcąc mu konfuzji dodawać. Po odczytaniu ordynansu kazał p. generał odstąpić oficerom, a gdy ci już byli w szeregu, zakomenderował, aby broń prezentowano i werbel bito — i mnie poprzed cały front przeprowadził, z wszelką uroczystością wojskową na komendanta całej partji mnie instalując. Kiedyśmy przed frontem mojej chorągwi przejeżdżali z panem generałem, niecnota Zawejda, jako zawsze zielono mu było pod siwą głową, a o fantazję swawolną nietrudno, zawołał: hurra; a dragonja cała, rozradowana odmianą rzeczy, jak krzyknie: hurra!! to jakby z moździerzy zagrzmiało. Głupi to był koncept, i jak obaczycie siła złego narobił, bo p. kasztelanic i tych kilku pancernych, którzy z nim byli, snać za przekwint i za despekt to sobie wzięli, co rankor ich ku mnie niepotrzebnie wzmogło. Kiedy więc podjeżdżamy ku lewemu skrzydłu, kędy stał poczt pancerny z kilku Towarzyszami i kasztelanicem na czele, ktoś z pp. Towarzyszy do mnie pijąc, jako do kapitana od dragonji, nieprzystojny żart