Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/253

Ta strona została uwierzytelniona.
231

sobie zrobił, i naśladować począł taraban i sygnał capsztrajchowy, wołając Drrra...gan, drrra...gan, drrra...gan...
Zwracam się z sprawiedliwym gniewem do kasztelanica, jako do komendanta pocztu i wołam:
— Każ Waćpan milczeć swoim ludziom, Mości chorąży!
— Każ im to Waćpan sam, wszakeś komendant! — odpowiada mi na to hardo kasztelanic.
— Dobrze tedy, nakażę sam, a od Waćpana zacznę: milcz Waćpan!
Rzekłem te słowa tonem surowym i stanowczym, a pan generał poparł mię ostrem wejrzeniem, tak że p. kasztelanic naprawdę umilkł. Towarzysze zaś jego poczęli głośno mruczeć i gniew okazywać — zwracam się więc do p. generała i pytam:
— Mam ja tu wolę swoją, p. generale, czy pan generał sam weźmiesz interwencją w takiej niesubordynacji?
— Pokaż Waćpan swoją powagę, jako komendant — odpowiada pan Korytowski — i czyń, jako ci regulamenta każą.
Mówię ja tedy do onej niesfornej kupy:
— Panowie Towarzystwo, kto ma co do powiedzenia, niech wystąpi, a powie po szczeremu; za złe mu tego brać nie będę.
Na te moje słowa nikt nie wystąpił z szeregu, a wszyscy milczeli.
— Mości panowie — ozwę się ja teraz — wyście nie żaki, a jam nie bakałarz, abym wam tu długie admonicje dawał. Ale tym razem robię ekscep-