Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/262

Ta strona została uwierzytelniona.

240

twarde kości i szpadę, nie będzie im tak krucho pod ząbkami. Obaczym, jak kostka padnie; będzie, co Bóg da, a ja przecie nie ustąpię.
Ludzie, co mi życzliwi byli, ramionami wzruszali, litując się mnie i za zgubionego mając — ale ja, raz się uparłszy na swojem, serca i kontenansu nie straciłem. Poszedłem na odwach i kazałem więźniowi przynieść takie jadło, jakiegoby pożądał, i wygody mu dać wszelkie, jeno nikogo doń nie wpuszczać pod żadnym pretekstem. Zawejda, który zawsze musiał z konceptem jakimś wyruszyć, kazał był szablę kasztelanica przed odwachem na kołku przybić i na niej kajdany zawiesić, jak się to nieraz według zwyczaju wojskowego praktykowało — tom mu ostro skarcił i szablę zaraz schować kazał. Potem, aby panom Towarzyszom i kawalerji narodowej pokazać, że się ich nie boję, po mieście sam jeden długo się przechadzałem, a choć ich dużo spotykałem po drodze, nikt się mnie insultować nie ważył. Zmiarkowałem atoli, że coś się knuje, bo panowie Towarzysze i komputowcy kupkami się przewijali, wyraźnie na wąs sobie jakowąś imprezę motając.
Gdy się już miało ku wieczorowi, poszedłem raz jeszcze na odwach, aby co do mego aresztanta wydać niektóre rozkazy, a kiedym w oficerskim pokoju z Zawejdą, bo on miał straż dnia tego, rozmawiał, słyszymy nagle krzyk szyldwachu, wołającego do broni. Wybiegłem z wachcymru razem z żołnierzami i patrzę, a tu kupa cała zbrojna na odwach sadzi, z kilku Towarzyszami na czele. Zebrało się ich razem ze dwustu, po części pocztowych pancer-