Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/265

Ta strona została uwierzytelniona.
243

małą satysfakcją, bom się tem ucieszył, że się bez rozlania krwi obeszło, a na kilku suchych guzach skończyło. Dla ostrożności jednak podwoiłem wartę, aby nowej jakiej napaści czoło stawić, i sam już całą noc na odwachu przepędziłem. Odechciało im się przecie próbować szczęścia po raz drugi i iść w odsiecz panu kasztelanicowi, a noc przeszła spokojnie.
Nazajutrz około południa powrócił do Lwowa pan generał Korytowski, a ja, skoro tylko się o tem dowiedziałem, zaraz do niego pobiegłem z raportem. Zastałem p. Korytowskiego jeszcze w stroju podróżnym i nie wiedzącego o niczem, co się stało. Zameldowałem mu w krótkich słowach całe zajście i zażądałem dalszych rozkazów w sprawie delinkwenta.
Wysłuchawszy raport mój, p. generał widocznie się skonsternował i w niemałym był kłopocie. Popatrzył na mnie z zdziwieniem, jakby się chciał dobrze przyglądnąć takiemu śmiałkowi, co paniątka do kordegardy wsadza, a regulamenta o subordynacji na serjo bierze, a potem zawołał:
— A wiesz Waćpan, że to brzydka historja, Mości rotmistrzu!
— Dla pana kasztelanica zapewne — odpowiedziałem sucho — bo ja stricte tylko animadwersją artykułów wojskowych się kierowałem, i spokojnem sumieniem o krygsrecht proszę.
— Ale nie! ale nie! źle mnie Waćpan rozumiesz, panie rotmistrzu! — zawołał p. generał — mam już teraz, bez żadnego krygsrechtu, konwik-