Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/269

Ta strona została uwierzytelniona.
247

wachu, póki osobnego ordynansu odemnie nie otrzymasz.
Po tych słowach p. generała wyszedłem, a choć po prawdzie mówiąc smuciło mnie trochę, że i sam pan Korytowski uląkł się mego postępku, jakoby on był jakąś zuchwałą imprezą, a nie aktem żołnierskiej subordynacji, przecież i jam był kontent, że nie potrzebując od swojej racji odstąpić, z głowy kłopotu pozbyłem. W kilka godzin po mojej rozmowie z p. generałem, przyszedł do mnie laufer od pani kasztelanowej Szeptyckiej, damy wielce czcigodnej, a nad wszelki zwyczaj niewieści uczonej, z kartą własnoręcznie przez tę panią pisaną, abym dziś wieczór gościem był w jej domu. Zdziwiło mnie takowe zaproszenie, bom się nie honorował znajomością osobistą tej dostojnej a sławnej damy, a jako oficer chudego stanu częścią z własnej ambicji szlacheckiej, częścią z braku okazji ku temu, żadnych wysokich relacyj nie szukałem. Zaraz mi też na myśl wpadło, czy w tem nie siedzi p. Korytowski, i czy to nie planta w tem takowa, aby mnie do koncyljacji z p. kasztelanicem przywieść.
Byłem trochę markotny z tej racji, bojąc się tego niepomału, abym przy tej okazji nie był oprymowany, a do zgody ciągniony, ze szwankiem może mojej powagi jako starszego oficera i komendanta. Czy tak, czy tak, nie było na to rady, a rekuzować się takowym delikatnym zaprosinom i to od damy pochodzącym, ani oficerską, ani kawalerską nie było rzeczą. Tak tedy volens nolens począłem się zaraz zbierać, bo już ku wieczorowi się miało, gdy nagle