Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/270

Ta strona została uwierzytelniona.

248

przychodzi do mnie wachmajster z hauptwachu od Zawejdy z jakimś papierem. Czytam, i widzę ordynans p. generała Korytowskiego, nakazujący, aby komendant hauptwachu aresztanta JP. chorążego Ostrowieckiego, pod ostrą i surową eskortą, oczy mu wprzód zawiązawszy, do tej a do tej kamienicy, która w ordynarnie wyraźnie oznaczoną była, o godzinie 8 wieczór odstawił. Przeczytawszy ten ordynans dziwny, sensu jego nie mogłem dociec; rzekłem tedy wachmajstrowi, ordynans mu oddając, aby powiedział Zawejdzie, iż ma tak strictissime czynić, jak mu generał w tym papierze nakazuje.
Nie poprzestając na tem, kiedy już szedłem do p. kasztelanowej, sam jeszcze na hauptwach do Zawejdy wstąpiłem, mówiąc mu, jako ja całą aferę jak przystoi p. generałowi odraportowawszy, nic już o aresztancie dysponować nie mam, i jako mu tylko to surowo zalecam, aby z rozkazu dobrze się sprawił, a literę ordynansu w ostrą biorąc animadwersję, aresztantowi uciec lub go jakowej swawolnej kupie wziąć sobie pod honorem oficerskim nie pozwolił. Po takiem napomnieniu poszedłem na ów wieczór do p. Szeptyckiej.
Owoż posłuchajcie teraz, jak się ta intryga zawiła wyklarowała. Zawejda, skoro ósma godzina nadchodziła, wszedł z czterma dragonami do kałauzu, w którym siedział p. kasztelanic, i srogą minę zrobiwszy, wąsy okrutnie kręcąc, a oczyma straszliwie przegrażając, jak to zwykł bywał robić, jak sam powiadał, «dla solenności a rygoru» w każdej służbowej okazji — zawołał na p. kasztelanica: