Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/273

Ta strona została uwierzytelniona.
251

rozkazuję Waćpanu milczeć pod największą srogością mojej plenipotencji.
Rzekłszy to, Zawejda kazał dwom dragonom wziąć kasztelanica za ręce, aby sobie z oczu przewiązki nie mógł zsunąć i tak go z hauptwachu wyprowadził.
Podczas gdy się to działo, ja już byłem u pani kasztelanowej Szeptyckiej. Uczciwie i z delikatną grzecznością przyjęła mnie ta szlachetna dama, a zastałem u niej całe grono gości, niewielkie, ale bardzo dystyngowane. Był tam i pan generał Korytowski, który ujrzawszy mnie, żartownie się do mnie uśmiechnął, nic o aresztancie moim nie mówiąc. Dam było także kilka, a między niemi była panna jedna, dziwnie nadobnej urody a wdzięczności takiej, że tylko na malowanie brać, a oko słodkim aspektem kontentować.
Mówi do mnie pan generał:
— Patrzże Waćpan, Mości rotmistrzu, to jest panna starościanka sołotwińska, czy nieprawda, że jest od czego głowie się kręcić. Owo widzisz Waćpan, że lepiej być komendantem tego serduszka, niźli wszystkie komendy i twierdze w całej Rzeczypospolitej trzymać; a zgadnij kto tam w tej główce stoi garnizonem? Nikt inny, panie Narwoj, jeno p. kasztelanic Ostrowiecki! Gdyby panna starościanka wiedziała, żeś Waćpan wilk taki i że p. kasztelanica pod muszkietami trzymasz, toby tu na cię pospolite ruszenie wszystkich białogłów sprawiła, i ano nie wiem, jakby ci tam było.
— Retyrowałbym, panie generale — rzekę ze