Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/274

Ta strona została uwierzytelniona.

252

śmiechem — lub kapitulował się na łaskę lub niełaskę. Ale ja nie wiem, czemu p. kasztelanic tej owo słodkiej służby się nie trzyma, a do nas żołnierskich niedźwiedzi się miesza?
— Gdyby panna starościanka pozawczoraj już tu była, byłbyś kasztelanica na owej nieszczęsnej lustracji pewnie nie widział i bez awanturyby się obyło. Ale dziś dopiero tu przyjechała, a biedny Ostrowiecki nic o tem nie wie!
Kiedy tak rozmawiamy, słyszymy naraz ciężkie kroki i brzęk ostróg na wschodach. Wybiegł zaraz pan generał z pokoju, a po chwili wrócił — i owo wyobraźcie sobie zdziwienie moje, kiedy za nim wszedł do pokoju p. kasztelanic z oczyma zawiązanemi, ale już nie przez żołnierzy, jeno przez dwóch pokojowców pani kasztelanowej prowadzony. Na widok p. kasztelanica zrobiło się cicho w pokoju, jakby mak siał, bo p. Korytowski palec do ust przyłożył o silentium prosząc. Damy chusteczki do ust przykładały, śmiech w sobie tłumiąc, a panna starościanka, która kasztelanica snać poznała zaraz, zarumieniła się aż po uszka.
Tak chwilę stał p. kasztelanic na samym środku pokoju, a ja chcąc uniknąć jakowej kolizji, do ubocznego pokoju się cofnąłem, stamtąd obserwując przez drzwi otwarte, co się działo. Owoż p. generał wytrzymawszy kilka chwil kasztelanica, zmienił głos, co wybornie czynić umiał, i srogim a wielkim tonem, jak gdyby przed frontem całego regimentu komenderował, zawołał:
— Do krygsrechtu, baczność! Do publikacji