Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/276

Ta strona została uwierzytelniona.

254

nie umknąłem mu też ręki, ale ściskając podaną dłoń, rzekłem:
— Niech i tak będzie, panie chorąży; skoro p. generał tego chce, a Waćpan swego impetu żałujesz. Jam nie zawzięty, a com uczynił, pewnie z przykrością mi to było.
W dobrej tedy komitywie wróciliśmy do gości i wieczór cały w przystojnej wesołości spędzili. Na wychodnem już mówi do mnie p. Korytowski:
— A co, Mości panie rotmistrzu, nie udała mi się gładko polityka?
— Jestem ja z respektem i admiracją dla dowcipu p. generała — rzekę na to — ale cóż, chociaż p. generał tym sposobem salwował mnie od przykrości, to przecie wdzięczność moja nie szczerąby była. Tak ja się już rogato w tej aferze usadziłem, że wolałbym, aby to wszystko było pękło, choćby mnie na głowę.
— Panie Narwoj — odpowiedział na to pan generał — com zrobił, to nie dla ciebie, a dla siebie samego, boś z srogiemi brytany grać począł, a kto wie, czyby cię były nie wygryzły ze szarży. A wtedy, cobym ja bez Waćpana we Lwowie począł? Toż Waćpan wiesz, jakie niespokojności się pokazują; co wiedzieć? czy lada dzień nie zechcą nas tu ze Lwowa wykurzyć jak lisów; a ja chciałbym królowi miasto trzymać. Bez ciebie zaś, panie rotmistrzu, to zaprawdę nie wiem, jakby mi tu było?
Na takowy pochlebny komplement musiałem dać za wygranę p. generałowi i podziękować tylko za dobrą o mnie opinją. Jakoż p. generał miał ra-