Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/35

Ta strona została uwierzytelniona.

dajcie mi mój tłumoczek i mieszek z pieniądzmi i otwórzcie drzwi, bo mi tu duszno w tej izbie.
Żołnierz popatrzył na mnie, jakby nie rozumiał, a potem śmiać się począł głośno i długo, aż nareszcie, ze śląskiego akcentu zarywając, tak do mnie rzecze:
— Mospan Polak, już ty nasz, już ty kamrad i wojak pruski; tak ja ciebie teraz nie puszcze. Siedźże tutaj, aż pan lejtnant przyjdzie!
— A toż co u licha, panie wojak! — zawołałem — to chyba żartujecie! Zabawiłem się tylko w wesołej kompanji i kwita! Puśćcież mnie w spokoju, niechaj sobie idę w moją stronę.
Wtedy ów żołnierz napół ze śmiechem, napół z dobrocią, bo mu żal było może krwi młodej i niedoświadczonej, pocznie mi rozpowiadać, jako się wczora zawerbowałem do wojska pruskiego, jako mnie już wpisano na lat ośm do regestrów pułkowych, jako już teraz jestem zagranicą na pruskim hauptwachu, jako wczoraj jeszcze przysiągłem przed chorągwią Jego Królewskiej Mości, Fryderykowi II, iż mu będę wiernie i walecznie służył, w pokoju i na wojnie, na morzu i na lądzie, na murach i w otwartem polu.
Domyślacie się już tedy, że wpadłem w ręce werbowników pruskich. Trzeba wam też wiedzieć, że jako w naszej nieszczęśliwej Rzeczypospolitej rząd bywał jeno tak sobie od półtora nieszczęścia, a porządku i czujności za trzy grosze nigdy nie stało, to sąsiednie wojska, tak cesarskie, jak pruskie, wysyłały werbowników nad granicę polską, i tu łapano,