Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/54

Ta strona została uwierzytelniona.

nie to przeniosę z potrójnej racji, żem katolik, żołnierz i szlachcic. Owo nie myśl Waćpan, że sobie lekkomyślnie i płocho poczynam. Pożegnałem ja się już ze wszystkiem, co mam na ziemi, a nie wstyd mi to wyznać, że mnie ta smętna waleta siła kosztuje, i że serce żałością wielką mi się krwawi. Ale niechajże będzie, jako wola Boża chce.
Ja mu nie przerywałem, ale milcząc, słuchałem z rzewnością w duszy, ściskając mu tylko rękę, on zaś tak dalej mi mówił:
— Wierzajże mi panie bracie i kolego, a tak cię nazwać się godzi, choć inny mundur nosisz i adwersarzem jesteś, boś szlachetny kawaler; wierzaj mi, że już się jako tako zrezolwowałem na śmierć, i pewniebym ciebie o nic już nie prosił, gdyby nie dziwny zbieg losu czyli raczej wola Opatrzności. Musisz wiedzieć panie oficerze, że miłuję nad życie pannę jedną zacnego domu, a miłuję ją kochaniem uczciwem i serdecznem, o! tak serdecznem i głębokiem, że kiedy wszystko, co ziemskie było, umiałem pożegnać, z tym afektem rozstać mi się niepodobna. Na świecie go nie zostawię, z duszą się on rwie, i śmierć go odebrać nie może. Spieszyłem do Polski, aby obaczyć i poślubić niebogę, kiedy mnie owo ta ciężka przygoda spotkała. Gdybyś ją kiedy widział i znał, panie oficerze, łacnobyś ty zrozumiał, czemu mi pamięć tej dziewczyny nawet i śmierć samą zasłania. Ale byłbym i to przeniósł przy pomocy Bożej, gdyby nie taka dziwna konstelacja. Gdy mnie schwytano przekradającego się przez wasze linje, nie wiedziałem nawet, w jakiej okolicy się znajduję